czwartek, 22 stycznia 2015

Czuję się, jak robot, cyborg lub kosmonauta.

Dzisiaj spastyka mnie zabijała, być może przez przeziębienie, ale mój charakterek nie pozwala jej wygrać, przeszedłem na bieżni elektrycznej za jednym razem 400m w pół godziny, normalnie wykonuję 100-200m na jeden raz. Po takim wysiłku ledwie doszedłem do wózka. Ciekawe czy to przełamie spastykę. Endorfiny są, jak za dawnych czasów. Ogólnie czuję się dzisiaj, jak jakiś robot, sztywne nogi, sztywne ciało, mechaniczne ruchy. Czy zawsze tak będzie? W ogóle jestem xały czas, nie tylko dzisiaj, jak jakiś cyborg.
Zawsze fascynował mnie kosmos i jego podbój, ale nigdy się nie zastanawiałem, jak kosmonauci sikają. Przed wypadkiem byłem aktywnym płetwonurkiem. Unoszenie się w toni można porównać do unoszenia się w stanie nieważkości. Laicy myślą, że nurkowanie to takie inne pływanie, ale w sprzęcie ważącym 30 kg bez kamizelki wypornościowej nawet najlepszy pływak nie dałby rady. W wodzie, jak mus to można się do pianki od biedy wysikać (gorzej w suchaczu), a w kosmicznym skafandrze pewnie stosują zabezpieczenia podobne do moich (ciekawe, jakie u kobiet). Wszedłem do mojej, wyremontowanej tuż przed wypadkiem łazienki z nowoczesnym diodowym oświetleniem, szary granit, aluminiowe i nierdzewne wykończenia. Istna kabina kosmiczna. Spojrzałem na podpięty do kapturka wężyk i woreczek z moczem. Osłabienie w biodrach powodowało, że chwiałem się i falowałem, jak w stanie nieważkości. Pomyślałem - nie dosyć, że poruszam się, jak robot, to jeszcze jestem, jak kosmonauta. Wcinam różne tabletki, aby funkcjonować. Jeżdżę dziwnymi pojazdami z dźwigami do transportu niepełnosprawnych. Poruszam się wózkiem, jak robotem samojezdnym. Na rehabilitacji w sali z dziwnym sprzętem leżę na kozetce, w rzędzie pośród innych pacjentów, "obsługiwany" przez rehabilitantów w jednakowych czarnych strojach - wizja, jak ze statku międzygwiezdnego, gdzie nad leżącymi w rzędzie, w stanie anabiozy kosmonautami, pochylają się troskliwe roboty.
Każde wyjście z domu to, jak wyprawa z bazy na Marsie, też poprzedza je rytuał przygotowań. Moja komunikacja ze światem zewnętrznym odbywa się tak samo, jak w odległej bazie kosmicznej, za pomocą panelu sterowania - komórki lub komputera pokładowego - laptopa, a żywych ludzi nie widzę. I ćwiczyć muszę cały czas, jak kosmonauci, aby nie zaniknęły mięśnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz